Ostatnio czytałam w internetach na temat wyprowadzania kotów na spacer. Ogólnie wszyscy uważają kota na smyczy za bestialski akt przemocy. Ciekawe dlaczego? Za to kota bez smyczy uważa się za szczęśliwego. To jest bez sensu. Naprawdę bez sensu.
Ja swojego kota wyprowadzam na smyczowe spacery. Dlaczego?
- Mieszkam niedaleko ruchliwej ulicy, a mój durny Marcel zawsze leci prosto na nią. Jakoś nie chciałabym oglądać go rozgniecionego na ulicy.
- Dzieci zawsze chcą pogłaskać kotka. Albo się nim pobawić. Albo skrzywdzić.
- Ten dureń zje wszystko. A jedzenie trutki na szczury to głupi pomysł.
- Marcel do uciekinierów nie należy, ale kilka razy nawiał, a ja jednak wolę żeby do domu wracał w miare jednym kawałku.
Poza tym koty na smyczy nie cierpią. Cieszą się ze spaceru. Wystarczy odpowiednio dobrać smycz. Nie może być ani za ciasna ani za luźna. Według mnie najlepsze są takie zapinane jak paski. Zatrzaski trudniej wyregulować i są mniej wytrzymałe.
Oprócz tego kot może do woli najeść się trawy, która pozytywnie wpływa na układ trawienny.
A teraz kilka zdjęć kociego shinigami na spacerze:
Ciekawe co się tam schowało?
Jak to co, to przecież Marcel!
Musi się trochę popaść, bo będzie miałczał w niebo-głosy.
Oczywiście jest taki czysty...
A po spacerku lubi sobie pospać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz